INDONEZJA cz.1: Bali

INDONEZJA___Bali, Gili, Jawa




Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak jesteśmy w Europie 'zamknięci'. Zamknięci w wytyczonych normach, zamknięci w betonowych domach, zamknięci w sobie sami i na siebie nawzajem. Życie nie zmienia się z dnia na dzień po wyjeździe do Azji, ale otwiera w człowieku te drzwi, które już dawno zaryglowały w nas europejskie standardy. Niby jesteśmy bardziej uczeni, bardziej higieniczni, bardziej światowi, bardziej humanitarni - ale czy wszystko, czym jeszcze do dziś żyją Azjaci, jest "nierozwinięte", czy to może my gdzieś po drodze się zgubiliśmy wśród tego, co nieważne...?



DZIEŃ 1,2 KUTA; BALI

Azja poza Kutą
Lotnisko w Denpasar przygotowane jest pod zachwycanie turystów od pierwszego kroku postawionego na Jawie :) Lotniska w Indonezji nie przypominają naszych, europejskich. Wyglądają jak japońskie domki, z pięknymi ogrodami pomiędzy. Najzabawniejszy jest system kierowania ruchem na płycie - lotów jest bardzo dużo (no bo wyspy), a lotniska posiadają...jeden pas :) Samoloty na zmianę startują i lądują, a od zamknięcia samolotu do jego wystartowania mija średnio godzina - tyle stoi on w "korkach" :D

Kuta
Po przylocie na Bali kwaterujemy się w Kucie - jednym z większych miast przybrzeżnych. Po jednym dniu tutaj stwierdziłam, że Azja jest paskudnym miejscem do życia... Kuta jest tak brzydka, jak tylko brzydkie miasto można sobie wyobrazić: brudna, śmierdząca, głośna, zakorkowana, zaniedbana, wszędzie ruiny, sprzedawczyki na ulicach i neony reklamowe oślepiające i doprowadzające do napadów migreny lub epilepsji. Ludzi jest tu tyle, że nie sposób przejść nie wpadając na siebie. Azjatyckiego klimatu nadają wszędzie wiszące przewody elektryczne i brak wieżowców. Na każdym kroku obok starej, rozwalającej się szopy z 10-ciąrgiem mieszkańców, stoi ekskluzywny hotel dla turystów. Właściwie wszystko, co tutaj jest ładne, należy do hoteli.

Tanah Lot Temple Tabanan
W Kucie nawet na plażę nie warto pójść... Jedyną zaletą są podobno świetne warunki do surfowania, jednak nie znam się na tyle, aby to oceniać :) Plaża jak plaża - piasek i woda. A na piasku znów mnóstwo sprzedawczyków, którzy za tobą chodzą, łapią za ręce i nie chcą odpuścić, dopóki czegoś nie kupisz. Nawet wulkan skrył się za mgłą, więc ledwo dostrzegaliśmy zarys. No dobra - jest też pozytywna strona: woda jest tutaj niesamowicie ciepła :)
Na szczęście tak nie wygląda cała osławiona pięknem Indonezja. Wystarczy wyjechać z tego okropnego miasta aby przekonać się, że to jak u nas - miasta pełne smogu oraz piękne wsie :)



Tanan Lot Temple Tabanan
TANAH LOT TEMPLE 
Właściwie Kuta znana jest chyba jedynie ze względu na znajdującą się w jej obszarze dzielnicę Tabanan i obecną tu piękną świątynię Tanah Lot Temple. Od plaż Kuty jest to zaledwie 25 km na północ, a droga tu zajęła nam ponad 3 godziny! Właśnie takie są korki na Bali. Zdecydowanie lepiej zajechać do Tabanan za dnia, niż w nocy - my niestety trafiliśmy już po zachodzie słońca, a w związku z tym świątynię na wodzie podziwialiśmy tylko w oświetlonych fragmentach... Oczywiście modlitwy na koniec dnia, typowa balijska oprawa muzyczna i pochodnie przy brzegu również są klimatyczne - niemniej jednak drugi raz wybrałabym się na wschód słońca, kiedy to dodatkowo odpływ odsłania drogę do świątyni :)

Uluwatu
Najpiękniejszą stronę Indonezji oglądać należy kierując się an wschód. Jadąc przez Bali nie sposób nie wyglądać przez okno i nie fascynować się pięknem rzeźbień i świątyń stojących w każdej miejscowości. Na Bali budownictwo nie ma nic wspólnego z betonem i równymi blokami. Czasem nie sposób rozróżnić, czy mur oddziela prywatne domostwo, czy jest pięknie zdobioną bramą cennego zabytku. Tu jest takie wszystko. Czy to bogatsze miasteczko, górska wioska czy mała osada w polu. Wokół budowli nie karczuje się roślinności - wszystko jest wkomponowane w zieleń, wszystko wydaje się być dzikie i "żywe". I dlatego Bali to RAJ.




Wybrzeże Uluwatu
PURA LUHUR ULUWATU
Wybraliśmy się na położone o kolejne 25 km od Kuty południowe wybrzeże - Uluwatu, gdzie na stromym klifie wpadającym do oceanu stoi świątynia  Pura Luhur Uluwatu, otoczona kompleksem zamkowym w stylu jakby japońskim. Skrajem klifu biegnie zdobiony kamienny mur, a przy nim schody, ścieżki i świątynie wkomponowane w zieleń wybrzeża. Pomimo tłoku ludzi czuć spokój i wolność. Przy wejściu należy ubrać sarong - dostępne są za darmo przy bramach, mogą być jednak mokre i brudne. Co ciekawe, nie wystarczy owinąć się jakąkolwiek chustą - ja miałam własną czarną, jednak nasz balijski przewodnik poprosił mnie o zawiązanie jaskrawopomarańczowej wstążki, aby "dodać koloru" :)

Pura Luhur Uluwatu w tle
Idąc przed siebie zgodnie z kierunkiem zwiedzania kompleksu Uluwatu dochodzi się do kamiennej sceny, gdzie wieczorem odbywają się pokazy balijskiego tańca, tzw. kecak. Opowiada historię Ramayany, porównywaną do hinduskiej wersji Romea i Julii. Jest ona jednak bardziej energiczna, żywiołowa, fascynująca i pogodna. Przez godzinę aktorzy - tancerze nie wypowiadają ani jednego słowa, żaden instrument nie jest użyty. Muzykę "podkłada" grupa mężczyzn używając do tego tylko swoich ust i uderzania o ciało. Bohaterowie mają niezwykle wymyślne, kolorowe kostiumy, a ich zaangażowanie w rolę jest nie do opisania. Nie mogłam oderwać oczu przez całe 60 minut! Warto być tu nawet pół godziny wcześniej, aby zająć miejsce nisko na ławkach - z czasem ludzie są dosadzani na ziemi tak gęsto, że nie ma już miejsca dla aktorów ;)



Waterbom Bali Kuta
WATERBOM BALI
W Kucie znajduje się znany na świecie aquapark "Waterbom Bali". Parki wodne same w sobie nie zachwycają, tutaj jednak nie wdycha się chloru, a woda płynie pośród naturalnie rosnącej tu roślinności, co tworzy to miejsce przyjemnym do zabawy i odpoczynku. W Internecie można znaleźć wiele filmików promujących niesamowite zjeżdżalnie wodne - tak naprawdę wcale nie jest ich tak wiele. Kilka fajnie zaprojektowanych, które można obejść w pół godziny, natomiast reszta powierzchni parku to pętle alejek, knajpki, płytkie baseny i leżaki. Minusem aquaparku jest ilość zjeżdżalni-zapadni, których jest tutaj aż 3 sztuki. Nie ma na nie aż takiego popytu (no cóż - ja też się nie odważyłam), a zajmują sporo powierzchni. Mało jest natomiast mniej ekstremalnych atrakcji :) Na terenie parku spędziliśmy około 4 godzin, co w zupełności wystarczyło na dwukrotne obejście zjeżdżalni, rzeki, basenów i obiad.


DZIEŃ 3,4,5 UBUD; BALI



SEKUMPUL WATERFALLS
 
Ubud jest zdecydowanie piękniejszym i lepszym punktem startowym do zwiedzania wyspy niż Kuta. Miasto nie jest już tak gęsto zabudowane i bardziej przypomina to Bali z reklam :) Pierwszego dnia pobytu jedziemy wynajętym busem do miejscowości Savan, gdzie na wjeździe zaparkowanych jest kilkanaście motocykli, a drogę blokują miejscowi oferujący przewóz dalej wąską uklepaną drogą. Jeśli nie chcecie skorzystać, możecie iść pieszo - około 3 kilometry dalej dochodzi się do chaty przy zejściu do dżungli, gdzie przewodnicy są już oferowani bardziej nachalnie. Bo turysta na pewno się zgubi, zginie lub utopi. Oczywiście zgubić się na wybudowanych schodach byłoby trudno, a wodospady widać już z góry, jednak ominięcie przewodnika wymaga sporo asertywności i nerwów. Nasi przewieźli nas motocyklami, dbając o frajdę na zakrętach, trzymali za ręce, abyśmy nie przewrócili się przechodząc przez rzekę lub nieśli plecaki, jeśli ktoś potrzebował. Jeśli już zdecydujecie się zapłacić za przewodnika, to macie w pakiecie full serwis :p
Przy wodospadach nie sposób nie być mokrym. Woda rozpryskuje na wiele metrów, a dotarcie na miejsce wymaga przejścia chociażby przez płytką rzeczkę "wpław". Nas złapała przy tym typowo monsunowa ulewa, przez co nie miało już znaczenia, czy wchodzimy pod wodę w ubraniach, czy bez... Sama woda pod wodospadem jest ciepła i klarowna, zdecydowanie jednak  warto wziąć jakieś klapki z twardą podeszwą, bo trzeba przedrzeć się przez spychane na brzeg kamyczki.
Sekumpul to kilka wodospadów w tym miejscu - po zejściu w dół schodami można pójść w prawo, do największego i najładniejszego, lub w lewo, do nieco mniejszego wodospadu.

Sawan _ miejscowi przewodnicy do Sekumpul

Początkowo najwięcej negatywnych emocji przysporzyło nam wszędzie na Bali obecne targowanie kupna. Możecie być pewni, że cena, którą podadzą Wam sprzedawcy, jest po prostu kosmiczna. Kłócić natomiast się nie będą - jeśli "głupi turysta" zechce zapłacić 10-krotnie więcej, to proszę bardzo. My zwykle zbijaliśmy cenę przynajmniej o połowę, przy czym najpowszechniejsze jest kupno "więcej za tyle samo" - zwykle te pamiątki są warte dla nich grosze, więc wolą dołożyć towar, niż sprzedać pojedynczo (np. za 10 tys. nie dadzą 1 szt., ale za 50 tys. 5 szt. już tak). Najbardziej denerwujące jest jednak to, że nie wiemy do jakiej ceny należałoby zbić - rzecz w Azji jest warta tyle, ile jesteś w stanie za nią zapłacić. Przykładowe ceny, które my targowaliśmy, podałam na końcu.

TEGALALANG RICE TERRACE

TEGALALANG RICE TERRACE
Jedno z piękniejszych miejsc na Bali. Wchodzi się tu prosto "z ulicy" zaraz za Ubud. Przed wschodem słońca za darmo - nikogo nie ma, wszystkie sklepiki pozamykane, a w tle słychać jedynie cykady. Gdzieś tam między tarasami dojrzeć można pojedynczych ludzi - miejscowych doglądających ryżu. Podobno w sezonie letnim są tu tłumy, my jednak mamy szczęście - ten kawałek ziemi mieliśmy tylko dla siebie :)
Wschód słońca w listopadzie w tym miejscu to godzina około 6:00. Nie ma się jednak co martwić o wczesną porę - temperatura powietrza pozwala swobodnie wyjść w spodenkach i podkoszulce :)


TEGALALANG RICE TERRACE
Poranek w polu ryżu utkwił mi w pamięci jako drugie po wulkanicznej wspinaczce, najlepsze przeżycie w Indonezji... Trafiło nam się przepiękne, bezchmurne niebo i "świeża" roślinność pokryta jeszcze rosą po deszczu - CUDOWNIE!

Zaraz przy drodze, za sklepikami, stworzone są podesty nad tarasami, skąd można je podziwiać i czekać na wschód słońca. Są tu postawione turystyczne atrakcje, z którymi można zrobić sobie klimatyczne zdjęcia typu "Love Bali" :)
Można też posiedzieć na poduszkach pod drewnianymi dachami lub powygrzewać się w słońcu po jego wzejściu. Gorąco polecam!

WSCHÓD SŁOŃCA RICE TERRACE


Aby zobaczyć wyłaniające się znad drzew i oświetlające powoli tarasy słońce, trzeba jednak zejść w dół, aby potem ponownie wejść nieco wyżej na tarasy. Trzeba dojść ścieżką do końca, a przy drewnianej chacie skręcić w prawo, skąd dojdzie się do drewnianej platformy. Tu słońce wyłoni się w najniższym punkcie, a dodatkową atrakcją są biegające swobodnie kurczaki :)




Abang sunrise widok na Lombok
ABANG MOUNTAIN SUNRISE
Wejście na górę Abang nocą to duże wyzwanie. Jeszcze większe gdy myślisz, że wchodzisz na dużo "lżejszy" Batur.... ;D 
Nocny trekking trzeba sobie zarezerwować u miejscowych "biur", lub przez Internet, np. LINK. Teoretycznie można samemu wejść w góry, jednak lokalne grupy, podobnie jak pod wodospadami, czekają na turystów przy początkach szlaków i tak łatwo zarobku nie odpuszczą, a przecież bić się nie będziemy...
W przypadku góry Abang warto jednak wynająć przewodnika - cała droga prowadzi przez gęsty las, jest bardzo ciemno a szlak jest dość słabo widoczny - i nieoznaczony! A co warte podkreślenia - bardzo ciężki kondycyjnie. Gdybyśmy szli tam sami, zapewne byśmy zawrócili będąc pewnym, że się zgubiliśmy.
Abang widok na Batur

Umawiając się z miejscowymi trzeba też upewnić się, że dobrze się zrozumieliście - my chcieliśmy zobaczyć wschód słońca na Baturze (wulkan widoczny na zdjęciu obok), tymczasem nasi przewodnicy zabrali nas na szczyt góry Abang w paśmie gór przy wulkanie Agung, gdzie przy wschodzie słońca mamy widok na Batur :p Wyruszyliśmy z Ubudu chwilę po północy, a trekking pieszy rozpoczęliśmy przed godz. 2 w nocy, na szczyt docierając około 3-3,5 godziny później. Początkowy odcinek w głąb lasu pokonuje się busem/skuterem, natomiast wspinaczka rozpoczyna się od razu ostro, i trwa tak do samego końca: non stop stromo w górę po błotnistej ziemi wśród ciemności....

Agung Volcano
Rozgoryczenie na szczycie minęło wraz z pierwszymi promieniami słońca, kiedy to na wschodzie wyłoniły się szczyty wulkanów wyspy Lombok, a za naszymi plecami grzbiet wulkanu Batur skąpanego w chmurach.... :) Jeszcze większych wrażeń dostarcza zejście na dół tą samą drogą, którą weszliśmy, tym razem jednak przepiękna dżungla dookoła jest widoczna, tak jak i zbocza gór za nią w tle, no i nad wszystkim górujący wulkan Agung... Nie ma piękniejszego miejsca na Bali.




BATUR Bali
BATUR VOLCANO
Większość turystów stawia na trekking poranny, kiedy to na pierwszym podeście wulkanu Batur ogląda wschód słońca. My jednak na Batur wdrapaliśmy się tuż przed południem, kiedy już udało nam się zejść z góry po przeciwnej strony jeziora :) Wydaje mi się, że trekking wokół krateru za dnia ma więcej zalet niż poranna wycieczka - przede wszystkim widać obszar pod wulkanem, który nad ranem skąpany jest w chmurach. A jest na co popatrzeć!

wulkan Batur
Wejście nie jest męczące - stromy jest dopiero końcowy odcinek, który dość szybko pokonujemy. W porównaniu do trekkingu na Abang, Baturowi dałabym jakieś 30% - 40% poziomu trudności. Droga na szczyt zajmuje niecałą godzinę. W połowie trasy wchodzimy na półkę skalną z chatą (sklepem w sezonie letnim), świątynią i ławeczkami. To właśnie tutaj kończy się większość porannych wejść na "sunrise" - z tej wysokości rozciąga się już ładna panorama okolicy, jednak prawdziwy skarb czeka na górze :)
jezioro Batur
Najpierw dochodzimy do najwyższego miejsca, gdzie niestety punkt widokowy ogrodzony jest siatką (?). Tu znów widoczność pogarszają chmury a komfort wredne małpy. Bo o ile każdy turysta chce małpkę dotknąć i zrobić sobie selfie, o tyle tutaj człowiek się po prostu ich zaczyna bać :p Wszystko zabiorą, a spróbuj je odgonić! Będą iść za tobą i czyhać :p Szybko więc uciekamy odganiając je kijem, aż w końcu odechciewa się im pościgu. Idziemy dalej wzdłuż krawędzi krateru, chcąc go obejść dookoła. To właśnie tutaj kryje się całe piękno wulkanu Batur. Tu jest wszystko, czego oczekiwaliśmy: gorące źródła pary, widoczna dziura w ziemi, no i ten widok na jezioro, góry i wulkany...

wulkan Agung i góry Abang w tle
Obejście może zająć około pół godziny, jednak nie sposób nie zatrzymywać się co krok, by podziwiać, chłonąć i przeżywać. W ten sposób upłynęła nam ponad godzina, natomiast zejście do wioski około 45 minut. Podczas wędrówki wokół krateru bardzo dobrze widoczne są zniszczenia po ostatnim wybuchu - duże połacie czarnej ziemi, gdzie nie ma nic. Na górze jest również bardzo ciepło - grzeje nas zarówno południowe słońce, jak i ciepło wydobywające się przy kraterze w postaci pary :)



Batur Temple
PURA ULUN DANU BATUR BALI
Świątynia znajdująca się  niedaleko jeziora Batur. Jedna z największych i najlepiej zadbanych z tych, które na Bali odwiedziłam. Obiekt ciągnie się wzdłuż ulicy miasta, jednak budynek z kasami na zakup biletu znajduje się po drugiej stronie (ciekawe jest to, że nikt nie sprawdzał nam przy wejściu przez bramę świątyni, czy te bilety mamy). W owym budynku (przy dużym parkingu) żerują stada sprzedawczyń sarongów. Od razu ciągną za rękę i owijają, a kiedy chcesz iść dalej, to oczywiście " money"... I to ile! Za wypożyczenie 50tys! Są przy tym bardzo bezczelne - wciskają turystom, że inaczej niż w ich chustach to nie wejdą - tymczasem ja, mając swoją chustę, nie miałam żadnych problemów. Musiałam jednak bardzo się zdenerwować i wręcz wyrwać naciągaczkom....

Pura Ulun Danu Batur

Na terenie kompleksu świątynnego jest już na szczęście spokojnie i przyjemnie. Jest już jednak po godzinie 16 popołudniu i złapał nas wieczorny deszcz. Szybko więc obeszliśmy place, starając się jak najwięcej chłonąć wzrokiem i aparatem fotograficznym :)
*Wstęp do świątyni kosztował 35 tys, co jest chyba najwyższą ceną wśród balijskich obiektów... Ogólnie atmosfera w budynku z kasami/sklepami/toaletami jest bardzo nieprzyjemna i warto szybko stamtąd uciec.





Pura Beratan
PURA ULUN DANU BERATAN

Najsłynniejsze chyba w Indonezji świątynie "na wodzie". Tutaj spotkamy grupy turystów bez względu na porę roku. Położona nad jeziorem Beratan i z widokiem na wzgórza Bratan jest chętnie pokazywana jako reklama skarbów wyspy Bali. Tutaj sarungi są wypożyczane za darmo, a i wstęp kosztuje dużo mniej, bo 20 tys...

Pura Bratan Lake Beratan

Do świątyń podejść się nie da, jednak park wokół nich również jest piękny. Ozdobiony wieloma posągami i kolorowymi rzeźbami wokół jeziora, z wieloma większymi świątyniami "lądowymi". Zdecydowanie warto tu przyjechać i odetchnąć. Niestety połączenie obszaru gór i jezior ma to do siebie, że i tutaj padał deszcz.... Muszę szczerze powiedzieć, że był to moment, w którym na Bali ZMARZŁAM! :p

Pura Ulun Danu Beratan

Chłodne powietrze spływające z gór w połączeniu z przemoczeniem do suchej nitki nie powstrzymało nas jednak przed obejściem całego obiektu :) Oczywiście nie zdążyliśmy się jeszcze zatrzymać, a panie już stały przed drzwiami auta z rozłożonymi parasolami - w tym momencie niezbędnymi. Koszt wypożyczenia: 10 tys. Przy wyjściu oddajemy którejkolwiek z pań - to taka mała firma :)




Monkey Forest

MONKEY FOREST

W samym Ubud, na końcu głównej ulicy miasta, znajduje się piękny las zamieszkany przez wolno żyjące stada małp. Monkey Park to główna atrakcja turystyczna i jest tutaj bardzo tłoczno. Przy każdym wejściu czekają panie z przyczepkami bananów - 10 tys(!) za baby-bananka. Oczywiście nie wpuszczają z własnymi bananami... Do parku można wejść od dwóch stron: od końca ulicy głównej miasta lub od drugiej strony przy rzece (ul.Jl.Nyuh Bojong), gdzie jest ładnie urządzone główne wejście i długie kolejki. My wybraliśmy tą pierwszą opcję. Bilet: 50 tys. Oficjalna strona internetowa: Monkey Forest
 
Ubud Monkey Temple

Ogólnie cały święty las to nie tylko drzewa i małpy, ale swoisty ogród botaniczny i pięknie wkomponowane rzeźby na każdym kroku. Mosty, ścieżki, przejścia tunelami i małymi kanionami przy rzeczce nadają temu miejscu magiczny klimat. Obejście całości spokojnym tempem zajmuje około 2-3 godzin. Na terenie całego parku pracownicy pilnują, aby nie dotykać małp - jest to zakazane nie tyle ze względu na bezpieczeństwo turysty, co ze względu bezpieczeństwa i komfortu małp - to ich dom :)
Monkey's cmentarzysko
Ciekawe jest to, że małpy żyją tu w 6 oddzielnych stadach - każde w innej scenerii lasu. Najbardziej agresywne były małpy "cmentarne", które wręcz rzucały się na przechodnia szarpiąc za włosy i gryząc. I nie było to bynajmniej w obronie samic z młodymi - te osobniki były po prostu wredne. Kiedy podeszłam do jednej próbującej rozłupać orzecha kamieniem, to ta rzuciła nim we mnie ;p 
Ubud Monkey Forest to jedyne miejsce, w którym do tej pory mogłam potrzymać za dłoń małpie niemowlę  - małpy nie mają powodu tu się bać. Park nie jest zamknięty poza oddzieleniem od miasta niskim murem - mogą w każdej chwili przechadzać się gdzie chcą, a mieszkańcy nie mają prawa ich skrzywdzić.





PURA TIRTA EMPUL

Świątynia hinduska, w której w obrzędach miejscowych może uczestniczyć każdy, w tym turysta. Znajduje się w środku wyspy, kilkanaście kilometrów od Ubud.
Hindusi przechodzą tu rytuał oczyszczenia pod świętą wodą źródlaną. Świątynia jest stale zasilana wodą ze źródła gruntowego poprzez odprowadzanie przez fontanny do basenu.

Teoretycznie każdy może wejść i dokonać "oczyszczenia". W praktyce znaleziono w tym sposób na zarobek - wszyscy mogą w czym chcą, ale turyści muszą wypożyczyć zieloną chustę i się nią przepasać (?)...

Jeśli ktoś miałby wątpliwości, czy warto wejść do basenu, radzę przeczytać raport na temat stanu czystości tej wody - w 2017 roku stwierdzono jej spore już zanieczyszczenie, w tym również bakteriami e.coli. Zainteresowano się zbadaniem "świętej wody" po wystąpieniu przypadków poważnych infekcji oczu u miejscowej ludności.

Nie ulga jednak wątpieniu, że świątynia jest przepiękna :)


Pura Tirta Empul



CENY NA BALI

* Leki - brak! Pseudo-apteki o mylącej nazwie "Pharmacy" to tak naprawdę sklepiki z suplementami, homeopatykami, ewentualnie środkami przeciwbólowymi.
* Owoce - siatka bananów, snakefruitów, mangostanów i liczi - 35 tys
* Dragonfruit przy plażach- około 20-30tys
* Obiad: 30-50 tys (pizza lub np. ryż z kurczakiem i warzywami)
* miksowane owoce: duża szklanka ok. 25 tys.
* magnesy-pamiątki: ceny wywoławcze to 50 tys prawie zawsze, po negocjacjach spokojnie 10-15 tys za sztukę, przy czym kupno kilku sztuk
* posążki słonia (ganesa) - 5 cm ok.20-25 tys po utargowaniu
* maski drewniane rzeźbione: około 300 tys. (zwykle 500 tys)
* i mistrz utargu: ozdobny bumerang - cena wywoławcza: 250tys, ostateczna: 20 tys :p


JEDZENIE NA BALI

- Muszę szczerze przyznać, że jako wegetarianka ("owoce" morza i ryby również w to wliczam) z uczuleniem na ostre przyprawy (papryka, pieprz) często chodziłam... głodna :p To, co miało ostre nie być, ostre było tak, że nie byłam w stanie tego przełknąć.
 - Standardowe dania typu makaron / ryż z warzywami były po prostu niesmaczne - mnóstwo oleju i smażenia.  Jedyny plus - brak soli. 
- "Zupa" to u nich tylko jedno - woda z kalafiorem, kurą i jakimś ciastem, ogólnie średnio jadalne 
- Owoce, soki owocowe, smoothie - przepyszne! Świeżutkie, w dużych ilościach, soczyste
- Nie ma jogurtów. Jest mleko owocowe do picia- oczywiście słodzone
- A co do słodzenia - to w Azji już tak jest ze cukru sypią do wszystkiego - ale żal mi było, kiedy uradowana kupiłam krakersy, a one posypane solą i...cukrem. UWAGA. chrupki kukurydziane również są pocukrzone!
- Gdy zamawiacie coś do picia koniecznie zaznaczcie, aby nie było słodzone! (inaczej dostaniecie dosłownie lep :))
- Ceny w tzw. warungach są kilka razy tańsze niż w restauracjach dla turystów. W restauracjach z kolei dostać można dania z różnych regionów świata.


LUDZIE NA BALI

 - Przyjaźni. Otwarci. Prawdziwi. Niestety już nie wszędzie. Ci na co dzień mający styczność z turystami już nauczyli się handlu poprzez sztuczną uprzejmość i oszustwa. Na szczęście poza dużymi miastami zetknęliśmy się z wrodzoną, ludzką życzliwością niewypaczoną przez świat pieniądza i sławy. Ludzie przechodzący obok patrzą sobie w oczy, uśmiechają się i pozdrawiają, chociaż nas nie znają. Wskażą drogę, zaprowadzą, pomogą wypchać auto z błota czy też udzielą własnego mieszkanka aby się przebrać czy skorzystać z toalety. 
 - Trzymają się razem. Nie podoba ci się to, co on sprzedaje? Powiedz mu czego szukasz, życzliwie wskaże ci sąsiednie stoisko albo powie, gdzie to znaleźć <ok, jak wspomniałam, nie dotyczy to niestety bardzo obleganych, turystycznych miejsc>. Często pracują całymi miejscowościami - utarg z turystycznego dnia zbierają razem i dzielą między siebie po równo. Nie jest więc zbyt istotne, komu przekażemy napiwek :)
- Biedni. Ci poza turystycznymi obszarami nie mają dostępu do wyjść na obiad "na miasto", do edukacji poza podstawową (również płatną), do więcej niż jednego pomieszczenia stanowiącego całe mieszkanie dla trzech pokoleń... 


PODSTAWOWE INFORMACJE

- Ruch na Bali jest lewostronny
- Podstawowym środkiem transportu są skutery - na jednym spokojnie przemieszcza się pięcioosobowa rodzina z zakupami :p
- Napiwki są właściwie nieodłączną częścią ceny usługi <Oczekują ich, aczkolwiek nie wymuszają>
- W niewielu miejscach turysta wypożyczy auto/ skuter do własnego użytku - raczej oferowane są przejazdy wraz z miejscowym kierowcą. Po pierwsze dlatego, że jest to praca i zarobek, a po drugie - nie ufają, że niemiejscowy poradzi sobie w ruchu na drodze.
- Jeśli już uda się wypożyczyć pojazd to należy pamiętać, że europejskie prawo jazdy to za mało. Należy mieć międzynarodowe prawko - inaczej na pewno czeka nas mandat. Policjanci chętnie zatrzymują "białego" do kontroli.
- A na drogach... każdy jedzie jak chce. Świateł prawie brak. Jeśli obowiązują jakieś zasady pierwszeństwa, to nie da się ich dostrzec. 
- Nie mają tu pociągów! Autobusy są raczej rzadkością, dominują prywatne busy.

PODSUMOWANIE
Wydaje się , że Bali to raj na ziemi, idealne miejsce do życia. Pod wieloma względami takie jest - jeśli jesteś samowystarczalny, zamieszkasz w dżungli, jesz owoce lasu i kąpiesz się w rzece. Lub też przyjedziesz z pełnym portfelem i zamieszkasz w kurortach, gdzie do końca życia będą ci usługiwali. Na Bali bowiem nie ma nic więcej poza piękną naturą i turystyką. 
Nigdzie nie widziałam tak zielonych liści kwiatów i tak błękitnej wody. Nigdzie też nie spotkałam tylu szczupłych ludzi, co tutaj.
Tak więc - 2 tygodnie odpoczynku od świata - zdecydowanie TAK. Przeprowadzić się na stałe na Bali będąc przyzwyczajonym do europejskich wygód? Raczej NIE.

1 komentarz:

Nowy adres

Jeśli lubisz odkrywać ze mną świat, zapraszam na nową już domenę : ) https://urlopaktywnie.pl/