SŁOWENIA

SŁOWENIA - U PODNÓŻKA ALP



Zaloguj się

Ceny w czerwcu 2019


Winieta Czechy (10dni)
310 koron
Winieta Austria (10 dni)
9,20
Winieta Słowenia (7 dni)
15
Autostrada Chorwacja (w 2 strony)
18,2
Paliwo (4’000 km)
400 zł + 169 € + 565 koron + 175 kun


Parking Vintgar
5
Wąwóz Vintgar wejście
10
Łódka po jeziorze Bled
20 € / godz.
Parking Ribcev Lav
1.5 € / godz.
Parking przy kolejce na Vogel
bezpłatny
Kolejka linowa Vogel
24 € / wjazd-zjazd
Parking Savica
4
Wodospad Savica wejście
3
Kajak po Bohinj
łódka zbiorowa po Bohinj
10 € / godz. (2 osoby razem)
10 € / osoba
Dolina Logar wjazd
7
Parking przy wąwozie Tolmin
Bezpłatny
Wąwóz Tolmin
6
Zamek Predjama
13.8
Parking przy Jaskiniach Szkocjańskich
Bezpłatny
Jaskinie Szkocjańskie wejście
24 € / trasa 1+2
Parking Piran
17 € / doba
Wieża widokowa Piran
2
Jeziora Plitwickie parking
7 kun / godz.
Jeziora Plitwickie wejście
250 kun 
 

Noclegi:
- Apartmaji Hodak - Bohinj, 180 € / 5 nocy / pokój 2-osobowy z łazienką
- Hostel Piran - Piran. 100 / 2 noce/ pokój 2-osobowy z łazienką
- Guesthouse Sebalj - Rakovica (Chorwacja). 35 / 1 noc / pokój 2-osobowy z łazienką


Dzień 1: czwartek, Jezioro Bled + Wąwóz Vintgar + Punkt Widokowy Ojstrica

Z samego rana (no dobra, o godzinie 10:30) dotarliśmy na parking przy wąwozie Vintgar. Szlak można przejść z dwóch stron: od parkingu dolnego, lub od strony wodospadu Sum, przy połączeniu pobliskich szlaków turystycznych. Szlak jest niestety dwukierunkowy, więc jeśli nie chcemy wracać okrężną drogą, to po prosu trzeba będzie przejść wąwóz jeszcze raz.
Wąwóz jest ładny, jednak o wiele emocjonujące wąwozy widzieliśmy chociażby w pobliskich Czechach. Dodatkowo dwukierunkowość na wąskich mostach doprowadza do szału - a ludzi tu nie brakuje.  

Vintgar

Po dojściu do wodospadu (a więc końca wąwozu, co zresztą z wieloma postojami na fotki zajmuje tylko 40 minut), przy budce z kasą skręcamy w prawo, na schody w górę, w kierunku kaplicy św. Katarzyny. Za budką jest również zejście w dół, na zatoczkę z widokiem na wodospad - w rzeczywistości widok jest marny i nie warto ścierać sobie kolan na schodach ;) Wcześniej, przed budką, mamy również możliwość skręcić na most, a potem dalej w lewo na schody (tu są również toalety) - szlak ten prowadzi do okolicznych wsi.

Sv. Katarina, Zasip

Szlak w prawo jest fenomenalny, prowadzi "górą" na parking, a nasz czas od wodospadu do parkingu (z postojami) to ok. 1,5 godz. Na tej dłuższej drodze powrotnej spotkaliśmy może kilkoro piechurów. Ścieżka prowadzi najpierw przez las, a potem przez czyjeś pola, wśród krów, koni i osiołków :) Również kościół św. Katarzyny (nieczynny) z widokiem na wieś Zasip  na tle Alp wygląda cudownie. Obok punktu widokowego z ławeczkami będzie wejście za ogrodzenie na wspomniane pola, oznaczone drogowskazem "Vintgar Parking".  

szlak z Zasip na parking Vintgar

Po przejściu wąwozu pojechaliśmy do Bled, celem pokręcenia się przy jeziorze. Jedyny bezpłatny parking znajduje się tu przy dworcu PKP. Zejście do jeziora zajmuje tylko 10 minut, a przy okazji możemy podziwiać je z góry. Od strony ośrodka kempingowego jezioro prezentuje się zresztą lepiej, niż od strony głównej strefy turystycznej: tutaj jest plaża, wybrzeże porośnięte zielenią, no i punkty widokowe.


Bled

Po jeziorze Bled można popływać grupą charakterystycznymi łódkami (pletnami), lub samemu powiosłować. My zdecydowaliśmy się na tą drugą opcję. Niestety, zamiast kajaka wypożyczyliśmy łódź do wiosłowania - a to za bardzo nam nie szło :p Pomimo zmachania się, widok pod skałą zamkową lub przy wysepce Bled był tego wart. Opłynięcie zajęło nam równą godzinę, przy czym powrót był już na wyścigi - jeśli możecie sobie finansowo na to pozwolić, to lepiej przewidzieć sobie 2 godziny.

Bled


Na szlak do punktu widokowego Ojstrica wchodzi się wzdłuż południowego krańca jeziora. Trzeba skręcić w las na oznaczoną ścieżkę (wcześniej są również schody, ale ścieżka jest krótsza). Widok z ławeczki jest na wschód, ale jest tu pięknie o każdej porze dnia. Szlak jest dość męczący - w krótkim czasie (ok. 30 minut) pokonać trzeba sporą różnicę wysokości.

Bled, Ojstrica



Dzień 2: piątek, Jezioro Bohinj (+rejs) + wjazd na Vogel + spacer w Ribcev Laz + wodospad Savica

Rejsy po jeziorze Bohinj odbywają się na trasie Ribcev Laz (wschodni kraniec jeziora) - Bohinj Zlotorog/Ukanc.  Po stronie zachodniej, jakieś 20 minut pieszo w górę, znajduje się dolna stacja kolejki linowej na Vogel.  Do tej kolejki można też podjechać autem (duży, darmowy parking tutaj), i my właśnie tą opcję wybraliśmy. Początkowo planowaliśmy również rejs po jeziorze, ale łódka odpływa co 1,5 godz., na trzy kolejne godziny nie było biletów, a i sama łódka okazała się jakimś gratem, z którego niewiele chyba widać. Dobrze, że tak wyszło, bo ostatecznie wypożyczyliśmy sobie kanoo do samodzielnego popływania, i było to bardzo przyjemne, tańsze i swobodne czasowo. Wypożyczalnie - tuż przy kamiennym moście, na skrzyżowaniu (tutaj też rowery do wypożyczenia).

Vogel Ski

Do jeziora Bohinj można dojechać dwoma drogami - ja zdecydowanie polecam tą boczną, przez małe wioseczki położone między górami: Bohinjska Cesnjica, Sredja Vas (tu też mieszkaliśmy) i Stara Fuzina.
Właściwie w samym Ribcev Laz niewiele jest: jezioro, mały port na stateczek, mnóstwo parkingów i kilka knajpek/deserowni (zjeść obiad nie bardzo jest gdzie). Co do parkingów: oczywiście wszystkie płatne, a dodatkowo po całej miejscowości jeździ "stróż" i wygania na parking grożąc mandatami. Kiedy rozmawialiśmy na spokojnie pokazując mu, że w miejscu, w którym zaparkowaliśmy, jest dozwolone i zgodne z prawem - tak się zdenerwował krzycząc "parking! parking!" że woleliśmy przestawić auto, aby nam go nie zniszczył...

Stara Fuzina

A wracając do wjazdu na Vogel: głupio było wydawać taką kwotę na kolejkę, ale teraz widzę, że to była świetna oszczędność czasu i sił, które poświęcić trzeba na wspinaczkę. Warto wiedzieć, że w cenie biletu jest wyciąg od stacji górnej Vogel na Orlove Glave -a to świetny widok z krzesełek. My zorientowaliśmy się dopiero przy zejściu, więc w górę wchodziliśmy pieszo. Szlak ten jest nieciekawy i niewygodny ze względu na kamyczki, na których ciągle się "turlałam".

Vogel Ski, górna stacja kolejki

W planach mieliśmy dojść na Sija, a gdyby siły pozwalały - wrócić drugą stroną, przy szczycie Vogel. Tymczasem już na wysokości Visoki Orlov Rob (szlak wiodący dalej na prawo, widać tu słupki wyciągu krzesełkowego) przeszywająca zimnem i wilgocią mgła skutecznie nas zniechęciła. Właściwie i tak nie było nic widać. Aha! Na tej wysokości pojawia się też już sporo śliskiego śniegu. Trasa pomiędzy Orlove Glave a Visoki Orlow Rob jest za to dużo ciekawsza niż wcześniejszy odcinek - grunt jest twardy, trzeba przeskakiwać skalne stopnie i trochę pokrążyć na zboczach.


Jezioro Bohinj


Jeśli nie skręcimy ku kolejce Vogel, tylko pojedziemy drogą to końca, to dotrzemy do szlaku do wodospadu Savica - około 4 km od jeziora, więc lepiej podjechać, niż iść. A właściwie to tam nie warto specjalnie zmierzać: najpierw nijaki szlak w postaci kamiennych schodów przez las, a potem równie nijaki wodospadzik. Jest to jedno z niewielu miejsc w Słowenii, które oceniam jako stratę czasu i pieniędzy. Parking był oznaczony jako płatny, jednak ktoś miał chyba przerwę, bo było "otwarte" :)

Savica



Dzień 3: sobota, Spodnja Sorica + Most na Soczi + Wąwóz Tolmin  + przejazd drogą ku Mangart

Spodnja Sorica to przeciętna wioseczka w dolinie, po drodze między Most na Soczi, a Bled. Z ławeczki przy drodze, przy pomniku tutejszego malarza, rozciąga się jednak całkiem przyjemny widok. Warto zatrzymać się na kwadrans :)

Spodnja Sorica

Most na Soci okazuje się przyciągać tylko (i aż) położeniem nad jeziorem na rzece Soci. Nasz pobyt tutaj ograniczył się do spaceru przy jeziorze. Oczywiście można też popływać kajakami/ statkami itp. - ale szczerze mówiąc dużo lepiej w tej konkurencji wypada jezioro Bohinj. Plusem dla miasteczka jest duży, publiczny parking przy jeziorze :)

Most na Soci
Wąwóz Tolmin okazał się dużo ciekawszy, niż Wąwóz Vintgar: więcej w nim pionowych skał, ciemnych zakamarków, tuneli, mostów i - jednokierunkowość szlaku! :p Do tego jest tańszy, mniej zatłoczony, i dłuższy. Wady? Nieco trudniejszy kondycyjnie - szlak startuje na dole, potem pnie się w górę, na koniec znów w dół.

Tolmin Gorges
Z okolicznych atrakcji warto wymienić kamienny most Napoleona na Soczy. Jest on otwarty dla ruchu samochodowego, nie ma tu też wiele miejsca do zaparkowania, także ze zwiedzaniem trzeba ostrożnie. Właściwie krótki spacer przy brzegu wystarcza, by obejrzeć most wzdłuż i wszerz. Nic więcej dookoła się nie znajduje - chyba że wybieracie się na spływ, to rzeczywiście tutaj spotkać można wielu kajakarzy,

Most Napoleona
Największe przeżycie dnia zostawiliśmy sobie na wieczór. Jedziemy w stronę Mangartu, aby przejechać dawną wojskową drogą górską nr 902. Znajduje się ona tuż przy granicy z Włochami, a samo skrzyżowanie na moście ma piękną panoramę. Przed wjazdem na drogę 902 jest niewielki parking i oznaczenie tras pieszych. Nie spodziewaliśmy się jednak zakazu wjazdu i skreślonego oznaczenia, na szczęście na czyimś blogu wyczytałam, że droga jest przejezdna, jednak nie zabezpieczana.

Skrzyżowanie z drogą 902 - Mangart
Wjeżdżamy ostrożnie: droga jest wąska i kręta, a w wyższych partiach topniejące śniegi spływają po asfalcie. Cieszę się, że nikt poza nami tu nie jedzie, gdyż nie wiem, jak mielibyśmy się minąć - tylko co jakiś czas są małe zakola do zjechania. Po drodze przejeżdżamy przez kilka mrocznych, mokrych tuneli wydrążonych w skale, a na końcu zatrzymuje nas lawina śniegu zakrywająca asfalt - zostało jakieś 1.5 km (z 8 km tej drogi), jednak dalej się nie da nawet pieszo.

Mangart - dalej nie pojedziemy :)

Ale to nic - widoki z trasy są tak nieziemskie, że trudno to opisać czy ująć na zdjęciu. Chłodne powietrze, zachodzące słońce, szum spadających roztopów i żadnej cywilizacji czy innych ludzi - wszystko jest na swoim miejscu...

902 Road - Mangart


Dzień  4: niedziela, Logar Valley + wodospad Rinka + Big Pasture Plateau/ Velika Planina/Gradisca

Logar Valley ma ok. 7 km długości, i prawie całą można pokonać autem. Najlepiej wybrać drogę przez polanę, nie przez las (na rozwidleniu w lewo, zaraz za wjazdem). Rowerem lub pieszo wstęp jest darmowy. Również po wjeździe autem można zaparkować na licznych parkingach, i pospacerować. Najbardziej znany widok - i najpiękniejszy - spotykamy zaraz na początku drogi. Nie sposób nie zrobić tu setki zdjęć :)

Logar Valley
Dalej droga wiedzie raczje przez nieciekawy las. Wynaczone sa w nim szlaki piesze jako ścieżki edukacyjne, jednak nieszczególnie przypadły nam do gustu ze względu na brak widoczności na góry. Koniec doliny to  rondo, parking, toalety i gastronomia. Tutaj też zaczyna się około 20-minutowy szlak w górę, do wodospadu Rinka. Z każdym krokiem jesteśmy coraz bliżej majestatycznych gór, które widzieliśmy z doliny.

Logar Valley, wodospad Rinka

Wiele wodospadów już się naoglądałam, ale ten - mimo, że taki niepozorny - zdobył moje serce :) Można do niego podejść, wejść za niego, obserwować z różnych stron, a przede wszystkim - ma tak piękne otoczenie!

wodospad Rinka

Ten mały domek na skale to pub :) Widok z niego nie jest ciekawszy niż z dołu, także nie warto się do niego wspinać.

wodospad Rinka


Velika Planina/Gradisca:
Kilka kilometrów od miasta Kamnik,w miejscowości Kraljev Hribu/ Kamniška Bistrica/ , znajduje się kolejka linowa na Veliką Planinę.Wjazd na górę zajmuje 5 minut. Ale kilkanaście kilometrów dalej na górę wjechać można samochodem - pozostaje około godzina wspinaczki. My wybraliśmy tą alternatywę i uważam, że jest najlepsza - przechodzimy przez Małą Planinę do cerkwi Marije Snezne z widokiem na Velika Planiny. W planach było również Gradisce, jednak sporo czasu zajęło nam podziwianie widoków po drodze - a jeszcze trzeba było wrócić :)

Żółte strzałki - alternatywne parkingi i trasy do Velika Planina (czas dłuższy o około 10-15 minut). Zielony - trasa pokonana samochodem

Połowa drogi to asfalt przez las (zamknięty dla ruchu), po czym wychodzimy na Małą Planinę. Widok na nią oraz z niej w dół jest naprawdę niezwykły. Kierując się ku Velikiej Planinie co chwilę można przystawać, by zrobić zdjęcie. Jest po prostu bajecznie. Po drodze mamy również do dyspozycji kilka bacówek, gdyby ktoś zgłodniał.


widok przy Małej Planinie
Gdybyśmy chcieli wjechać kolejką, weszlibyśmy od drugiej strony, niż przyszliśmy - za Veliką Planiną. Stamtąd i tak trzeba przejść najpierw na Planinę, a potem (jeśli ktoś chce, a warto) na Małą Planinę.

Velika Planina


Dzień 5: poniedziałek, Predjamski Grad i Jaskinie Szkocjańskie

O Predjamskim Gradzie czytałam, że w środku to typowe zamkowe muzeum do zwiedzania, dlatego nie pałałam wielkim entuzjazmem. Tymczasem jaskiniowe ściany i groty zdecydowanie czynią to muzeum mniej 'zwykłym' :) Na wejściu dostajemy audioprzewodniki w języku polskim, co również urozmaica trasę. No i ten przyjemny chłód murów przy 40oC, czerwcowym upale! :)

Predjamski Grad

Jaskinie Szkocjańskie
Dwie główne trasy: I - przez Podziemny Kanion (obowiązkowo z przewodnikiem), II -  wzdłuż reki Reka. Po opisach szlaków wydawało się, że warto zrobić obie, jednak teraz zdecydowanie nie marnowałabym czasu ani pieniędzy na trasę II.
Przez Podziemny Kanion idzie się około 2 godzin, i jest to zdecydowanie najlepsza jaskinia, jaką miałam okazję zwiedzić! Piękna, wciąż dzika (pomimo przewalających się przez nią tłumów ludzi), straszna i samowystarczalna. To takie miejsce, w którym człowiek czuje wyrzuty sumienia, że tu jest i zakłóca to piękno, które w spokoju tworzyło się przez tysiące lat. Panuje tu całkowity zakaz robienia zdjęć, na co i tak nikt nie zwraca uwagi i są tacy, co walą fleszami po ścianach ;/ Naprawdę nie ma to większego sensu - z takich miejsc nie wynosi się obrazów, ale emocje.
Jeśli chodzi o trasę II - po wyjściu z Jaskini możemy wrócić na górę windą, lub pójść dalej wzdłuż rzeki. Nazwa sugerowałaby, że będziemy iść pod ziemią - niestety. Trasa jest wprawdzie przyjemna, przez mostki, trochę kamiennych tuneli, ale nic specjalnego - po trasie I ma się większe oczekiwania :)



Dzień 6: wtorek  Odpoczynek w Piran

Pierwsze wrażenie po dotarciu do Piranu? 'Nienawidzę tego miasta!'. Serio :p Oczywiście następnego dnia zdanie zmieniłam o 180 stopni, a frustracja dnia wczorajszego spowodowana była niedostatecznym przygotowaniem na to, co  Piran oferuje.

Piran, plaże


Ale od początku. Już przy tabliczce drogowej "Piran" zauważamy rozróżnienie znaków dla 'citizens' i 'turists'. Przy turystycznych same zakazy wjazdu, kary i opłaty - nie zachęca, prawda? Zaraz też wyłania nam się widok na port, wielkie strzeżone parkingi, no i kilka barierek ze stróżówkami, jak na autostradzie. W pobliżu nie ma nawet gdzie zjechać i pomyśleć, więc podjeżdżamy do szlabanu, prosząc obsługę. Żandarm tłumaczy nam, że możemy wjechać do miasta, zostawić bagaże i... wyjechać. Ale jak to wyjechać? Przecież my tu chcemy zostać do jutra! Cóż - parkingi w mieście są dla miejscowych, a te dla turystów kosztują 3E/godz. - przy czym miejsc jest zaledwie kilkanaście. Turyści muszą zostawić auta poza miastem, i przyjść pieszo lub dojechać darmowym busem.

Piran

No nic, jedziemy więc pod nasz hotel jeszcze naiwnie myśląc, że da się tam podjechać :) Piran bowiem ma tylko jedną ulicę przy nabrzeżu, dla dojazdu do najdroższych hoteli. Zawracamy więc i jedziemy na parking oddalony o 2 km od naszego hotelu. 17 Euro za auto osobowe/ za dobę, to najtańsza opcja. Jesteśmy głodni i zmęczeni, więc ze złością pakujemy plecaki na plecy. Będąc już 500m od celu kolejne 'schody' - GPS gubi się w tych gęstych uliczkach, a ich oznaczenie nie jest najlepsze, do tego robi się ciemno, a alejki śmierdzą alkoholem i moczem. Jak już trafiamy pod drzwi hotelu, i wchodzimy do pokoju z pięknym widokiem na ścianę sąsiedniego budynku (w odległości na wyciągnięcie ręki, dosłownie), czuję się okropnie nieproszona i zagubiona....

Piran

No - to Wy już zaskoczeni nie będziecie, i będziecie mogli od razu zacząć się cieszyć urokami Piranu :) Bo już następny dzień to tylko pozytywne, miłe wspomnienia. Piran jest piękny! Z tymi ciasnymi uliczkami, praniem rozwiesznym pomiędzy budynkami, starymi murami i piętrową strukturą. Schody są tu wszędzie; jedynie przy brzegu morza szeroki, płaski deptak jest luksusem :)

Piran, ścieżka za kościołem

Co do nabrzeża - to określenie 'plaża' dotyczy tutaj betonowego placu z natryskami i  drabinkami/ schodami do wody. Wbijający się w łopatki beton nie popsuł nam jednak leniuchowania na słońcu :) Woda, mimo że to dopiero połowa czerwca, była już przyjemnie ciepła, także wszyscy korzystali już z kąpieli. Co ciekawe, na plaży w Piranie widzimy również plaże od włoskiej, jak i chorwackiej strony :)

Piran, widok z murów

W Piranie jest też co pozwiedzać. Całe miasto otoczone jest pozostałościami murów obronnych, z których można podziwiać czerwone dachy i kamienne kościoły tego uroczego cypla. Droga na baszty murów to niestety droga pod górkę - w tym upale dało nam to w kość ;)  
Co do spacerowania po dzikich 'plażach' - nie polecamy. Właściwie są to niezbyt przyjemne odłamki kamieni i betonu (?), i korzystają z nich głównie nudyści - nie chcieliśmy tego wiedzieć, ale raz zobaczone już się nie odzobaczy :p

Piran

Przy deptaku wzdłuż wybrzeża toczy się całe życie miasteczka. W "środku" tylko się nocuje. Na każdym kroku mijamy tu restauracje i kawiarnie. Wszystkie w całkiem przystępnych cenach.
W Piranie pół dnia spędziliśmy na krążeniu magicznymi uliczkami i robieniu zdjęć, kolejne pół w Adriatyku, a przyjemny, ciepły wieczór delektując się miejscowym klimatem - zachód słońca, żagle, muzyka i napoje ;)

Piran

Aha! Następnego dnia przestawiliśmy auto przy wjeździe do Piranu - miejsc na poboczu jest wprawdzie niewiele, ale odległość taka sama jak od parkingów, warto więc spróbować i zaoszczędzić kilka dyszek ;)

Piran


Dzień 7: środa  Jeziora Plitwickie.

Z samego rana ruszamy z Piranu do Chorwacji. Trasa zajmuje nam około 5 godzin. Kierujemy się do wejścia Rastovaca, jednak tuż przed wjazdem na wielki parking skręcamy w boczną dróżkę i tam parkujemy.
Już tu widzimy, że przyjemnie nie będzie - do wejścia kierują się dosłownie setki ludzi. Podchodzimy do kas, a tu kolejna niespodzianka - biletów brak... Zapomnieliśmy kupić je internetowo przed wyjazdem i mieliśmy nadzieję, że w czerwcu tragedii nie będzie. Pani w okienku radzi poczekać godzinę - wtedy zaczną sprzedawać  bilety, które zostaną (po czym?). Kamil jednak dzielnie nie odpuszcza, i nagle widzę jak znika za wejściem dla personelu, po czym wychodzi z biletami ;)
Wchodzimy wraz z kilkoma wycieczkami (pewnie z jakieś 300 osób, sic!)

Entrance 1, Jeziora Plitwickie

Zdecydowaliśmy się pójść wariantem wydłużonym (ale nie najdłuższym) "C": 4-6 godz, trasa 8 km, z czego pieszo to około 4 km. Wszystkie warianty TUTAJ (oficjalna strona parku)
Zaczynamy przy Entrance 1, gdzie na wejściu mamy widok na najczęściej fotografowane, kaskadowe wodospady Plitwic. Aż do miejsca z przeprawą promową idziemy z ogromnym tłumem ludzi, wśród największych atrakcji jezior. Myśleliśmy, że przeprawa promowa to alternatywa, ale nie - inaczej się nie da, trzeba przepłynąć. Tymczasem promy dobijają co około pół godziny, zabierając około 80 osób jednorazowo - skoro weszło ponad 300 ludzi jednorazowo, to wyobraźcie sobie tą kolejkę do promu... Nam udało się odczekać 'tylko' godzinę. 


Jeziora Plitwickie, gdzieś pomiędzy Entrance 1 a P3 :)


Prom z punktu P3 płynie do do P2, a po drodze dopływa do P1, gdzie wysiada wariant B. Wariant C zostaje w łodzi, i tu już pozostaje około 20% wszystkich turystów. Dalsza część parku jest może mniej ekscytująca, ale za to dużo przyjemniejsza do zwiedzania. Tu w końcu udało nam się zrobić zdjęcia bez bycia popychanym, lub bez ludzi w kadrze. Ta część to głównie drewniane kładeczki na wskroś jezior - i teraz wiem, że czułabym spory niedosyt decydując się tylko na wariant B. Z 'portu' P1 szlak prowadzi do stacji S3, skąd autobus zawiezie nas do punktu początkowego, stacji S1 (uwaga, nie wysiadać na przystanku S2, jechać dalej :)) Z S1 pozostało już z 15 minut spacerem do parkingu.

Wariant C, gdzieś pomiędzy P2 a S3

1 komentarz:

Nowy adres

Jeśli lubisz odkrywać ze mną świat, zapraszam na nową już domenę : ) https://urlopaktywnie.pl/