Turcja

 Kapadocja & Turecka Riviera


Jako że w 2020 roku raz po razie odwoływano nasze loty (bliższe i dalsze), zdecydowaliśmy się spontanicznie na lot czarterowy do Turcji, gdzie w październiku wciąż było ciepło, a ograniczenia nie zabierały radości z życia. Wycieczka leciała do Riviery Tureckiej gdzie- nie oszukujmy się - nie za wiele jest do robienia. My lokujemy się w raczej niskobudżetowym hotelu Side Su, który za to wyróżnia się wysokością budynku i pięknym widokiem z restauracji na dachu. 

W Turcji zaskoczyła mnie różnorodność mikroklimatów, a także rosnące na drzewach, absolutnie wszędzie, granaty : )

Side Su hotel

Dzień 1. Side

Celowo wybraliśmy Side - niewielką miejscowość znaną z wykopalisk archeologicznych + lepsza baza wypadowa, niż Alanya czy Antalya. Pierwszy dzień wykorzystujemy na zwiedzenie okolicy i wypożyczenie auta na kolejne dni. Side Ancient City przespacerowaliśmy całe dookoła, łącznie  z  wydmami z rozrzuconymi wykopaliskami. Najbardziej urzekł nas obszar przy świątyni Apollina -kamienne bramy, łuki i piękne wybrzeże portowe. Wyruszyliśmy też na godzinny rejs łodzią (5 Euro/osoba), aby ochłodzić się w bryzie i móc zachwycić  błękitem wody. Nieco później trafiliśmy na przyjemną plażę, na której miejscowi (chyba) spędzali czas na popołudniowych piknikach - znajduje się tu całkiem duży 'parking' (darmowy), a sama plaża osłonięta jest zboczem i ma niezły widok na stare miasto. Do popularnej tutaj atrakcji - amfiteatru - nie wchodziliśmy: widzieliśmy już taki na Cyprze, poza tym widać go z zewnątrz + kilka dni później za darmo chodziliśmy po takim kilkadziesiąt kilometrów dalej, w górach Taurus.

Stare miasto Side i łuk Apollina

W Side znajduje się kilka wypożyczalni: my wybraliśmy małą, rodzinną  - auta nie są z tych wypaśnych, ale my takie właśnie lubimy - gdy nie trzeba się martwić o drobne rysy od żwiru na asfalcie. Wypożyczalnia www.SideRentCar.com. Wszystko jest proste i szybkie - wybieramy auto z kilku zaparkowanych dookoła, zostawiamy depozyt zwrotny 50 Euro (w gotówce), a kartą płacimy 145 Euro (25 Euro/ doba + ubezpieczenie od kolizji - 5 Euro/doba). Autem pokonaliśmy łącznie około 1300 kilometrów, wydając 650 TL na benzynę.

Side

Side stare miasto


Dzień 2-4. Kapadocja

Następnego dnia z rana wyruszamy w kierunku Goreme - do Kapadocji. Balony o wschodzie słońca to główny cel przylotu do Turcji. Wówczas jeszcze nie wiedzieliśmy, że nie będzie dane nam ich zobaczyć :) Z wybrzeża do Kapadocji jest prawie 500 kilometrów, jednak trasę tą idzie spokojnie pokonać w 8 godzin. Trasa najpierw wiedzie przez przepiękne góry, a następnie przez totalną pustynię, w tym olbrzymie miasto Konya. Czytałam opinie, że jest to ładniejsze miasto Turcji - cóż, po tym, jak wygląda ono 'z góry' (zjeżdża się do doliny, więc widać je z daleka), nie miałam ochoty się przekonać. Nad miastem dosłownie wisi obrzydliwa, pomarańczowa mieszanka smogu i piasku. 

Dolina gołębia, Kapadocja





Już wjeżdżając do Kapadocji można poczuć się jak w bajce: człowiek ma ochotę zatrzymać się na każdym punkcie widokowym, przy każdej dolinie, a takie są wszędzie dookoła! Po zachwytach nad Pigeon Valley (Guvercinlik Vadisi) i innymi przydrożnymi zjazdami przy ulicy Goreme-Uchisar Yolu, wjeżdżamy do samego Uchisar, aby wejść na twierdzę. Parkujemy w bocznej uliczce przed szlabanem i dalej podchodzimy pieszo. Z perspektywy czasu wiemy, że na twierdzę niekoniecznie warto wchodzić (15 TL/osoba), za to pochodzić wokół niej - absolutnie konieczne!

Uchisar

Zamek Uchisar

widok z wieży zamku Uchisar

W Goreme meldujemy się  w Elite Cave Suites - jednym z plusów 'pandemii' są niskie ceny za hotele, na które normalnie sobie nie pozwalamy: 2 noce ze śniadaniami za 215 zł. Hotel jest przepięknie położony, dosłownie pod Lovers Hill (Asiklar  Tepesi), na które o świcie idzie się wdrapać w 10 minut. Wejście płatne - 3TL/osoba. Można też wjechać autem, chociaż takimi uliczkami warto się przejść. W ogóle po Goreme trzeba pochodzić i za dnia, i po zmierzchu - tego klimatu nie da się oddać na zdjęciach. Ceny są jednak przystępne: solidny obiad dla dwóch osób to koszt około 130 TL.

Goreme, hotel Elite Cave Suites

Göreme

Uliczki Goreme

Jednym z punktów zwiedzania jest popularne Göreme Open Air Museum (75 TL/osoba + parking 10 TL). Jeśli macie w planach odwiedzić twierdzę i wioseczkę Çavuşin (darmowe) - to Goreme możecie sobie darować. Wiem, że to UNESCO i w ogóle -ale to dosłownie pół godziny obejścia, z przeciętnym (w tych rejonach) ukształtowaniem. Nie odbieram oczywiście uroku freskom i malowidłom na ścianach - uwielbiam je, chociaż wciąż numerem jeden są te gruzińskie  :) Za to kamienne domy w Çavuşin są niesamowite - wielopiętrowe, z siecią korytarzy i schodów, zwieńczone dość mocno zrujnowaną twierdzą (Çavuşin Kilisesi).


Goreme Open Air Museum
Goreme Open Air Museum
miasteczko Çavuşin

W Çavuşin rozpoczęliśmy swój trekking przez Rose/Red Valley (Kizilcukur). są tu dwa kaniony, równolegle położone, oba biegnące w stronę popularnego punktu widokowego. W Cavusin można zaparkować gdziekolwiek, lub auto zostawić znacznie bliżej początku szlaku, za cmentarzem (po wjeździe do wioski twierdza znajduje się po lewej stronie - na cmentarz dalej prosto, piaskową drogą).

Rose Valley (wąwóz Guludere)

Na właściwym już szlaku szybko zeszliśmy z głównej drogi - dzięki temu mieliśmy ciszę i spokój, a co jakiś czas natrafialiśmy na czyjeś ogródki czy skalne miasta. Na powrotną drogę wybraliśmy szlak górny - dzięki temu cały czas odkrywaliśmy coś nowego, nie opuszczała nas ekscytacja i zobaczyliśmy pełne ukształtowanie terenu. Było to jedno z tych miejsc, których się nie zapomina - nigdzie indziej na świecie czegoś takiego nie widziałam. 

Rose Valley

Rose Valley

Rose Valley

Początek oznaczonego szlaku jest TUTAJ (38.662252, 34.841144)- na rozdrożu znajduje się sporo miejsca na zaparkowanie auta, a także 'wypożyczalnia' koni. Na mapie widzimy 3 szlaki - każdy nazywa się "Kapadokya Yürüyüş Yolu". Są tu dwa wąwozy, ktorymi można iść dołem lub górą (grzbietem): wąwóz Guludere i wąwóz Kilcukuk, oba tworzące tzw. dolinę różową, przechodzącą w czerwoną. My trasę wybraliśmy przypadkowo, idąc po prostu tam, gdzie nam się bardziej podobało. W ten sposób najpierw szliśmy główną, szeroką ścieżką, obserwując różowo-białe stożki w oddali, potem weszliśmy w pola winorośli, wdrapaliśmy się na stożki, a następnie zagłębiliśmy się w wilgotny wąwóz. Gdy w końcu udało nam się dotrzeć do głównej trasy, trzeba było już piąć się w górę, skąd mogliśmy skręcić w prawo, wychodząc na punkt widokowy Red Valley (ten sam, do którego przyjeżdża się ulicą od strony Goreme), lub pójść w lewo w tą samą stronę, z której przyszliśmy, ale tym razem granią nad wąwozem. Jako że auto zostawiliśmy w Cavusin, poszliśmy w lewo, a widoki utwierdziły nas w słuszności wyboru. Cała trasa dookoła (zaczynając i kończąc w wiosce przy ruinach twierdzy) to tylko 6.5 km, a jeśli podjedzie się autem do początku szlaku - 4 km. Spacerowym tempem, odkrywając i podziwiając - zajęło nam to 3 godziny, aczkolwiek żałuję, że nie mieliśmy więcej czasu, by zagłębić się we wszystkie odnogi wawozów.

Rose/ Red Valley, Cavusin/Goreme
 

wąwóz Guludere

Na zachód słońca zaplanowaliśmy podjechać na punkt widokowy na czerowną dolinę. Wjazd autem  kosztuje 10 TL (za auto) - na końcu drogi znajduje się spory parking, restauracja i góry. Zbiera się tu naprawdę sporo ludzi, wszyscy rozchodzą się po okolicznych kamieniach, szukając sobie miejsca na najlepszy widok. Tego wieczoru niestety słońce chowało się za chmurami, więc nie było efektu 'wow'. Warto tu jednak przyjechać nawet za dnia, aby z tego miejsca wyruszyć szlakiem do doliny - tym razem 'z góry'.

Red Valley, widok na koniec wąwozu Kilcukuk

Tego dnia zajechaliśmy jeszcze na punkt widokowy tzw. Lovers Valley - wysiedliśmy z auta może na 2 minuty. Gdybym nie wiedziała, od czego wywodzi się nazwa, raczej nie wpadłabym na to skojarzenie ;) Widok nie wyróżniający się od tego wszędzie dookoła. 

Następnego ranka znów udajemy się na Lovers Hill wiedząc, że balony i dziś nie wystartują (podobno wiatr). Generalnie - w październiku i listopadzie balony częściej zostają na ziemi, niż są w powietrzu - śledziliśmy stronę https://shmkapadokya.kapadokya.edu.tr/en/ z pozwoleniami na start jeszcze długo po powrocie, i wciąż było czerwono. 

Lovers Hill, Goreme o wschodzie słońca

Lovers Hill, Goreme 

Z Goreme postanowiliśmy wyjechać trochę naokoło - aby zobaczyć to miejsce z każdej strony. Przy Cavusin skreciliśmy w Zelve Yolu, a następnie Ürgüp Yolu. Po drodze mijamy więc park Zelve (podobny do parku Goreme, koszt: 20 TL), Pasabag Muze i Denvrent imigination valley. Do Pasabag nie wchodziliśmy - właściwie wszystko widać bez wychodzenia z auta. Wejście jest płatne, a miejsce ogromnie skomercjalizowane: zbudowano tu nawet osobną drogę prowadzącą na olbrzymi parking, całe zaplecze gastronomiczne, bramki biletowe itp. Jak dla kilku 'grzybków' skalnych  to naprawdę przesada.

Pasabag Muze

 Jadąc dalej w stronę Denvrent imigination valley (Dovrend Vadisi) mamy za to przepiękny widok za sobą - czerwone góry i doliny. Sam punkt widokowy na 'wielbłąda' jest nie do przegapienia - na poboczu stoją rozłożone stragany i zaparkowane autobusy. Na nasze szczęście wycieczka wyskakuje z autokaru, robi sobie fotkę i jedzie dalej. My poszliśmy nieco głębiej tych formacji skalnych, i naprawdę pozytywnie się zaskoczyliśmy. Jest tutaj ciekawie, nieco inaczej niż w Goreme, a jedna rodzina bawiła się tu nawet w chowanego. Spędziliśmy tu aż godzinę, robiąc fotki i ciesząc się każdym zabawnym kształtem : )  Parking na poboczu i wejście na formacje skalne są darmowe.

Three Beauties (Üç Güzeller)

Denvrent imigination valley (Dolina Wyobraźni)


Dzień 5 - Alanya

Najfajniejszym punktem w Alanya jest chyba jej panorama z pozycji gór. Do Seyir Terasi [LINK] podjechać można autem. Wielki napis  'I love Alanya' i piękny kompleks ogrodów i fontann to "Alanya Belediyesi Devlet Bahçeli Yaşam Alanı Parkı"- tutaj za bramą wjazdową znajduje się duży parking (za naszego pobytu brama otwarta i pobyt darmowy). 

Seyir Terasi, Alanya

Alanya Belediyesi Devlet Bahçeli Yaşam Alanı Parkı


Drugim miejscem wartym spaceru jest wzgórze z twierdzą Alanya Kales. Tu również droga asfaltowa prowadzi wprost pod zamek - tam parkingi są płatne, ale jest wiele darmowych miejsc postojowych wcześniej na trasie. Na wzgórze Kale można również wejść szlakiem pieszym, który sam w sobie jest już atrakcją ze względu na ogrody i dawne budowle zamkowe, jednak jest to dość stroma wspinaczka po schodach. Warto pochodzić poboczem ulicy, spacerowymi alejkami przy zamku, jak i tymi dzikszymi we wiosce obok. Do samej twierdzy nie wchodziliśmy - cena była zdecydowanie przesadzona.

wzgórze Kale, Alanya


 

Mówiąc o Rivierze Tureckiej na pewno ktoś wspomni o plaży Kleopatry - ponoć pięknej, że och i ach. Poszliśmy i my - posiedzieliśmy, popływaliśmy i znudzeni wróciliśmy. Widok przeciętny (jak na tą okolicę :)), wejście do wody bardzo strome, blisko ruchliwej ulicy: ewidentnie brak konkurencji, bliskość hoteli i marketing wypromowały to miejsce. Jeśli również nie jesteście fanami całodniowego leżakowania, możecie odpuścić sobie przebijanie się przez korki uliczne, by się tu dostać  - ze wzgórza widok na plażę jest lepszy, niż bezpośrednio z niej. Na plaży spotkaliśmy kobiety kąpiące się w strojach muzułmańskich, jak i młode dziewczyny w odważnym bikini - generalnie w pasie nadmorskim Turcji jest bardzo europejsko.

Kleopatra Beach Alanya

 

Dzień 6. Góry Taurus

70 km na północ od wybrzeża, w górach, znajdują się ruiny starożytnego miasta Selge, z wciąż pięknie zachowanym amfiteatrem (lokalizacja: the ancient city of Selge). Można tam chodzić za darmo. Aby się tam dostać, trzeba przejechać rzymski, kamienny, wąski most umiejscowiony nad kanionem rzeki Köprülcay (kanion Köprülü). Tuż przed mostem znajduje się wiele rodzinnych wypożyczalni kajaków i pontonów na spływ samodzielny, lub z przewodnikiem.

rzeki Köprülcay, góry Taurus

Podziwiając kanion Köprülü przy kamiennym moście, zaczepił nas mężczyzna oferujący przeprawę pontonem pod tymże mostem, przy wielu wodospadach i w niewidoczne rejony kanionu. Wycieczka kosztowała nas zdecydowanie za dużo (40 Euro) i miała trwać 45 minut, w ostateczności trwała 30, a bez sztucznego przeciągania spokojnie zajęłaby 15 minut. Widoki były przynajmniej tego warte, a i właściciel pontonu dawał z siebie wszystko walcząc z siłą wodospadu, aby podpłynąć jak najbliżej.

Most Bugrum, kanion Köprülü

Park Narodowy kanionu Köprülü

Im bliżej Selge, tym bardziej człowiek zastanawia się, czy powinien jechać dalej - asfalt się kończy, zostają wąskie ścieżki wijące się przy przepaści, na poboczu pasą się zwierzęta, a domostwa przypominają te ze średniowiecznych filmów. Zatrzymaliśmy się w końcu w miejscu, w którym ciężko już było jechać dalej czym innym, niż traktorem, i zaczęliśmy pytać miejscowych, gdzie iść. Niewiele potrafią oczywiście powiedzieć, pokazywali tylko ręką dookoła, więc i dookoła zaczęliśmy spacerować. Rzeczywiście wdrapując się wyżej po kamieniach odkryliśmy ruiny całego miasta - a dalej widok na ogromny amfiteatr. Gdyby to miejsce nie było położone tak daleko od cywilizacji, na pewno ktoś postawiłby tu kasy biletowe, restaurację i parking. Tymczasem w samotności mogliśmy cieszyć się spokojem i ciszą...

Amfiteatr w starożytnym mieście Selge

wioska Selge w górach Taurus

 

 

 

 

2 komentarze:

Nowy adres

Jeśli lubisz odkrywać ze mną świat, zapraszam na nową już domenę : ) https://urlopaktywnie.pl/